poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Co się dzieje z systemem bankowym w Europie?!? cz. 2

Druga wiadomość, która do mnie dotarła dzisiaj to ta, że Europejski Bank Centralny kolejny raz (od upadku Lehman Brothers w 2008 r.) przedłuży programy pomocowe dla banków w Europie. Do końca tego roku banki nadal będą mogły pożyczać nielimitowane ilości gotówki od EBC, nadal też za 1% odsetek. Co więcej, nadal będą mogły być skupowane obligacje państw strefy Euro. Wszystkie te zabiegi były wcześnie wprowadzane "tymczasowo" ich przedłużanie dowodzi tego, że ich propagatorzy nie mieli racji albo do diagnozy kryzysu albo do metod jego leczenia.

Źródło: http://www.ft.com/cms/s/0/bf25c964-b385-11df-81aa-00144feabdc0.html?ftcamp=rss

Co się dzieje z systemem bankowym w Europie?!?

Pierwsza rewolucyjna, wstrząsająca informacja, którą otrzymałem dzisiaj rano mówiła o tym, że główne kraje Unii Europejskiej wprowadzają obowiązkowe ubezpieczenie od bankructw dla banków. W Niemczech od 2011 roku banki będą płacić obowiązkową składkę po to, żeby państwo miało pieniądze na spłatę ich zobowiązań, gdy zbankrutują. Rząd będzie miał prawo przejąć kontrolę nad bankiem nawet bez zgody akcjonariuszy (czyli nabyć od nich "akcje" za darmo). Można też tę sytuację opisać inaczej - banki będą kupować obowiązkowo gwarancje rządowe, a do tego ich "akcje" staną się obligacjami o zmiennym, z góry nieustalonym oprocentowaniu. Właścicielem banku de facto będzie państwo.

Jakie może to mieć konsekwencje? Może 1) zmniejszyć efektywność (wydajność) działania banków i 2) zwiększyć lewarowanie się banków oraz 3) sprawić, że klienci odpłyną do banków z Ameryk lub Azji.
Ad 1.
W sytuacji, gdy są dwa podobne banki - jeden efektywniejszy niż drugi to ten pierwszy jest zazwyczaj wyceniany wyżej niż ten drugi. Właściciele tego pierwszego banku dostrzegają możliwość zarobku na kupnie drugiego tańszego banku - przejmą go, doprowadzą do efektywności takiej jak w pierwszym banku, żeby jego zyski wzrosły, a zarazem jego wycena. Takie transakcje nazywa się wrogim przejęciem. Natomiast w sytuacji, gdy w Niemczech pojawi się nowe prawo (od 2011 r.), nie będzie można być właścicielem banku, będzie można pożyczyć mu kapitał (kupić "akcje"), ale nie wpływać na sposób jego działania (rozporządzać jego aktywami). Ostatecznym zarządcą banku będzie państwo (teraz jest współzarządcą ze względu na "złotą akcję", czy reguły wybierania prezesów, zatwierdzanie strategii przez nadzór itd.). Państwo nie będzie tak gorliwie szukało przejęć, jak w opisanej sytuacji właściciele pierwszego banku, bo zarobek z takiej transakcji będzie trafiał do posiadaczy "akcji", a nie do państwa. Państwo będzie natomiast dbało o to, żeby bank służył rządzącej władzy (nie zakładam z góry, że majątek banku będzie wprost rozkradany, ale może być rozdawany dla jakiejś grupy społecznej, aby uzyskać ich głosy. Może państwo będzie chciało dysponować większymi środkami i będzie zwiększać opłaty za udzielenie gwarancji. Może udzieli sobie kredytu.). Zatem banki bardziej efektywne nie będą nadal kupować i zwiększać efektywności gorzej funkcjonujących banków. Co więcej nie będą się doskonalić, bo posiadacze "akcji" nie wymuszą realizowania bardziej dochodowych strategii. 


Ad. 2
Zwiększenie lewarowania się banków też będzie skutkowało zmniejszeniem efektywności banków. Jeśli banki będą miały gwarancje państwa to będą zaciągać pożyczki prawie tak tanio jak państwo. Kredytodawcy nie będą przejmowali się kondycją banku, bo jeśli nie bank to państwo zwróci im kredyt z odsetkami. Co więcej, skoro emitowane przez bank "akcje", nie będą objęte gwarancjami państwowymi, to inwestorzy nie zechcą ich kupować po tej samej cenie, co ubezpieczone obligacje, tylko drożej. Oznaczać to będzie, że dla banku kredyt poprzez emisję "akcji" będzie droższy niż kredyt poprzez emisję obligacji. Zatem bank będzie emitował tyle obligacji, na ile tylko znajdzie kupców. Kupców obligacji gwarantowanych przez państwa jest na świecie dużo, więc bank będzie w ten sposób pozyskiwał prawie nieograniczone ilości kredytu. Dźwignie finansowe banków mogą podskoczyć do rozmiarów większych niż sprzed kryzysu. Oznaczać to będzie, że stosunkowo małe wahnięcia koniunktury doprowadzą do niewypłacalności banków i przeniesienia ciężaru spłaty kredytów (obligacji) na państwo.

Ad 3.
Jeśli banki europejskie nie będą efektywne, a więc oferować usług, za które klient jest w stanie więcej zapłacić, a przy tym realizować je coraz mniejszym kosztem to klienci tych banków przejdą do konkurencji.

Jeśli powyższe zagrożenia zaczną się materializować, to zapewne regulacje będą nowelizowane pod konkretne przypadki problemów poszczególnych banków. Możliwe, że nowelizacje spowodują spiętrzenie barier wejścia na rynek bankowy, co prowadzi do monopolizacją rynku.

Link: http://www.rp.pl/artykul/67572,528783.html

niedziela, 29 sierpnia 2010

Pieniądze w banku są bezpieczniejsze?

Na portalu forsal.pl znalazł się wywiad z dyrektorem Departamentu Systemu Płatniczego Narodowego Banku Polskiego, który promuje obrót bezgotówkowy w Polsce. Na pytanie "dlaczego Kowalski powinien dać się namówić na obrót bezgotówkowy?" odpowiada m.in., że pieniądze w banku są bezpieczniejsze. Zastanowiło mnie, że skoro obrót bezgotówkowy ma tyle zalet, to czemu przygotowuje się specjalny program rządowy, który ma skutkować tym, żeby większość płatności w 2013 r. była dokonywana bezgotówkowo? Myślę, że ludzie doceniają zalety obrotu gotówkowego w takim stopniu, w jakim one faktycznie występują. Tak samo doceniają stopień w jakim pieniądze w banku są bezpieczne. I to pewnie dlatego wiele osób, szczególnie tych posiadających mniej pieniędzy (np. bogatych w wieku emerytalnym lub żyjących na wsi) nie trzyma pieniędzy w banku. Sam przekonałem się, że na darmowym koncie pieniądze potrafią znikać, bo bank je zabiera jako opłatę za niski obrót albo zabiera je, bo konto skończyło być darmowe albo karta do konta nie była wykorzystana przez 3 miesiące itd. Człowiek jest narażony na utratę pieniędzy zarówno wtedy, gdy nosi je przy sobie, jak i wtedy, gdy trzyma je w banku. Często człowiek nie wie kiedy i jak pieniądze znikają z banku (np. gdy bank nie przypomni o niskim obrocie na "darmowym" koncie albo przy otwieraniu konta nie udzielono informacji o tej opłacie lub odesłano do cennika, regulaminu, regulaminu promocji, umowy, załącznika i w razie wątpliwości do kodeksu cywilnego). Tak samo człowiek często nie wie kiedy i jak go okradli z gotówki.

Wniosek jest taki, że trzymając pieniądze w banku człowiek też jest narażony na ich utratę. W tym sensie pieniądze w banku mogą nie być tak bezpieczne, jak pieniądze w portfelu. Pan dyrektor z NBP może "mijać się z prawdą".

Dalej Pan dyrektor mówi: wykorzystując (...) polecenia zapłaty, traci mniej czasu na dokonywanie tzw. masowych płatności (np. za prąd czy gaz) i praktycznie nie musi o nich pamiętać, ograniczając całkowicie ryzyko naliczenia dodatkowych opłat czy wręcz zakończenia świadczenia danej usługi. Być może polecenie zapłaty jest dla wielu ludzi wygodne, ale liczyć się z ryzykiem naliczenia dodatkowych opłat trzeba. Miesiąc temu otrzymałem od Ery korektę faktury, wystawionej ok. rok wcześniej, w której zawyżono mi kwotę płatności. Korzystanie z polecenie zapłaty nie wyeliminowałoby tej sytuacja. Ryzyko naliczenia dodatkowych opłat i praktyczna konieczność pamiętania o płatnościach istnieje mimo korzystania z polecenia zapłaty.

Link do wywiadu: http://forsal.pl/artykuly/445961,adam_tochmanski_polski_system_platniczy_nie_odczul_kryzysu.html

wtorek, 24 sierpnia 2010

O gospodarowaniu etycznym i etatystycznym na przykładzie banku Noa

W Gazecie Wyborczej pojawił się artykuł o niemieckim banku Noa. Bank ten stworzony został niecały rok temu. Jego założyciel Francois Jozic zapowiedział, że bank nie będzie spekulował na giełdzie, gdyż uważa to za nieetyczne. Według niego depozyty powinny być lokowane bezpiecznie i służyć kredytowaniu głównie małych i średnich firm. Co więcej bank umożliwił swoim klientom wybór branży, w jakiej ma zostać udzielony kredyt z ich depozytów. Jak pisze gazeta: Można było np. zażyczyć sobie, by bank z pieniędzy klienta kredytował firmy zajmujące się ochroną środowiska, rolnictwem ekologicznym czy pozyskiwaniem energii z wiatru i słońca. Albo inwestować w kulturę. Wówczas Noa zobowiązywał się kredytować filmy, koncerty i wystawy. Można było nawet wybrać jeden z 16 landów, w których bank miał wspierać małe i średnie przedsiębiorstwa. Do tego oprocentowanie nawet lepsze, niż w klasycznych bankach - 2,2 proc. odsetek na koncie oszczędnościowym i 5,5 proc. na 5-letniej lokacie. - Zarabiasz i masz czyste sumienie - reklamował się bank.

Od razu nasunęła mi się analogia do obecnej działalności państw europejskich, które zbierają podatki i reprezentując obywateli decydują, którą branżę, program, czy przedsięwzięcie finansować. Niestety Bank Noa w niecały rok upadł. Okazało się też, że powierzone bankowi pieniądze wcale nie trafiały na wybrane cele. I tutaj nasuwa mi się druga analogia, tym razem do działań polskiego państwa. Otóż wbrew zapowiedziom 40% wpływów z prywatyzacji wcale nie trafiło do Funduszu Rezerwy Demograficznej, a fundusz ten będzie już w tym roku służył do wypłaty emerytur; różne podwyżki podatków na paliwa nie posłużyły zwiększeniu finansowania remontów i budów dróg, podatki ekologiczne... itd.

Źródło: http://wyborcza.pl/1,75478,8282177,Noa___najbardziej_moralny_bank_zamkniety_za_oszustwa.html
http://praca.gazetaprawna.pl/artykuly/444860,zus_pozyczy_na_emerytury.html
http://interia360.pl/artykul/przesladowany-jak-kierowca,605